Jestem osobą, która od wczesnej wiosny do późnej jesieni może siedzieć cały dzień na dworze. Kiedy przychodzą mrozy jest już gorzej, ale fakt faktem mogę w Naturze spędzać większość dnia. Może jest gdzieś taka praca, w której 8 godzin spędza się na zewnątrz - poza budowlanką, robotami drogowymi i listonoszami :-D. Przebywanie w pracy w słoneczne dni, kiedy aż rwie człowieka na zewnątrz - taki naturalny instynkt, jest dla mnie nienormalne a jednak póki co też w budynku w takie pogody siedzę.
Chodzenie na nocki również jest dla mnie zbrodnią na ciele dlatego wiem, że ja już nigdy nie podejmę pracy gdzie pracuje się w godzinach nocnych. Spróbowałam, źle to na mnie działało i dziękuję.
A teraz jest złota jesień.
Pogoda jest bajkowa. Pomimo upalnego lata czułam jakiś niedosyt Słońca więc teraz kiedy tylko jest okazja pochłaniam je. Dziwne, że jeszcze szpaki nie odleciały czyżby wyczuwały, że zimy w tym roku nie będzie? Jaskółek chyba już nie ma bo dawno nie słyszałam.
Żeby maksymalnie wykorzystać ten dzień zrobiłam sobie małe ognisko kiedy słońce zachodziło. Ogień ma swój niepowtarzalny urok, nawet potrafi myśli uspokoić.
Październik ogłosiłam miesiącem oszczędności :D a to znaczy, że nadal królować będą wegańskie dania jednogarnkowe z tą różnicą, że w sierpniu i wrześniu była cukinia a teraz jest dynia, czyli zupa krem z dyni, zupa krem z dyni z kawałkami dyni i być może gulasz z dyni. Niestety dyni malutko w tym roku więc szybko pewnie przestawię się na ziemniaki, marchew i buraczki. Na jabłka jak nie miałam ochoty tak nie mam dalej. Oszczędność polega na eliminowaniu tego co przetworzone czyli na zdrowie mi wyjdzie ograniczenie czekolady i chrupek.
A teraz z innej beczki.
6 października brałam udział w wydarzeniu: "Zestresowane jelita - czyli dlaczego zdrowa dieta to za mało".
Dlaczego pojechałam na ten wykład skoro w sumie domyślałam się w czym tkwi problem? Ano dlatego, że widocznie potrzebuję, żeby ktoś mi to wszystko wyoślił i odpowiednio poukładał a przy tym dał przykłady z życia wzięte i rzucił paroma faktami, o których nie wiedziałam, a które dają dużo do myślenia.
Już w wieku licealnym mój organizm nie funkcjonował tak jak powinien. Była lekka nadwaga, problemy skórne, grzybiczne, w późniejszym okresie doszło do tego ciągłe zmęczenie i osłabienie, taka mgła na umyśle kiedy ciężko było mi się skoncentrować, nie słuchałam jak ktoś do mnie mówił, ciężko było mi w ogóle logicznie myśleć, potem doszły zaparcia i potężne bóle menstruacyjne prawie do utraty przytomności. Niby coś chciałam z tym zrobić bo ćwiczyłam codziennie przez min. 30 min, próbowałam nie jeść słodyczy, chodziłam do doktora, ale to nie pomagało.
W późniejszych latach zaczęły się zmiany diety. Najpierw był wegetarianiz (było to podyktowane zmianą diety mojego ówczesnego partnera i moją empatią dla zwierząt), później wyłączenie z diety cukru i glutenu, później witarianizm. W sumie dwa lata odżywiałam się w 95 % surowymi warzywami, owocami i orzechami. Dla wielu ludzi wydaje się to w ogóle nieosiągalne - mnie, która to przeszła, dziwi już teraz takie niedowiarstwo :-) tym bardziej, że miałam sposobność poznać osobiście Tomka, człowieka, który 30 dni spędził tylko na wodzie - wow! Ogromnie motywująca i pozytywna osobowość.
Nic mnie już nie zdziwi, zaskoczyć mogą mnie jedynie ludzie, którzy robią to co mówią :)
Obecnie jestem weganką, która ma zamiar jeść więcej surowizny :D
Ale do czego zmierzam...
Żadna z tych zmian nie przyniosła u mnie oczekiwanego efektu. Żadna z tych diet nie pomogła na moje dolegliwości. Jedynie przy diecie witariańskiej skóra moich dłoni pierwszy raz w życiu nie była sucha, nie pękała i nie krwawiła w czasie zimy.
Po wyżej wspomnianym wykładzie mogę już śmiało napisać, że nic nie pomoże jeśli nie poradzisz sobie najpierw ze sobą i ze swoim stresem. Jeśli nie poczujesz swojej wartości, nie nauczysz radzić sobie ze strachem, flustracją, negatywnymi myśli to nawet nektar bogów Ci nie pomoże bo jeśli Twoje jelita są zestresowane to z tego pokarmu prawie żadne wartości się nie wchłoną.
Dlatego też nie było u mnie rezultatów bo choć jadłam same zdrowe produkty to żyjąc w ciągłym strachu wartości z tych roślin nie wchłaniały się.
Do tego dochodziła ogromna ilość kortyzolu w organiźmie powstałego nie tylko w wyniku stresu, ale kilkuletniego niedosypiania, szczególnie w okresie szkolnym kiedy trzeba było siedzieć po nocach.
Bardzo zaniedbałam swoje ciało.
Prawie każdy z nas zna historie ludzi, którzy palą, piją, źle się odżywiają a dożywają w zdrowiu sędziwego wieku, niektórzy znają takich ludzi osobiście albo mają takiego osobnika w domu.
Czy to nie daje do myślenia???
Chodzi chyba o to, żeby nie szkodzić sobie nie tylko jedzeniem, ale przede wszystkim myślami.
Człowiek dla którego jedzenie jest lekarstwem a jego myśli są czyste jak łza to musi być dopiero CZŁOWIEK.
Pozdrawiam.
Ola.
Za te polyni kartonow jeszcze kiedy jaki mandat zapłacisz 😉 😊😄
OdpowiedzUsuńJo nie płaca mandatów.
Usuń