wtorek, 17 sierpnia 2021

Piękne lato.


 Brak urlopu nie zawsze oznacza brak wrażeń :) A lato w tym roku zachwyca. 












Jak ważne są takie miejsca: bagna, torfowiska, tereny podmokłe. Przestrzeń oddychająca, miejsce, do którego przychodzą napić się wszystkie leśne zwierzęta. Czy warto osuszać? Czy warto zasypywać? Czy warto tam kosić? 

Nasze ogrody również mogą stać się takimi oddychającymi przestrzeniami. Wystarczy zrozumieć a reszta przyjdzie sama. Wciąż mało takich ogrodów a wielu ludzi ma naprawdę spore działki...spore koszone do gołego działki. 




Poniżej fenomen przyrodniczy :D



1 komentarz:

  1. Na moim 1ha siedlisku zaprowadzam taką dzikość :-)
    Na początku sierpnia zanotowałem w moim fejsbukowym pamiętniczku:

    Klewos nkvthitom
    To jest rok wyjątkowy i bynajmniej nie chodzi mi o pandemię. Zielenina rośnie jak szalona. Ledwo co skoszę, to odrasta, zresztą – przyznam się szczerze – mało koszę. Tylko to, co muszę, czyli wewnętrzny spacerniak. Obrzeża porasta dżungla, krzaczory do piersi, i młode drzewka.
    Wiosną 2016 roku, kiedy kupiliśmy siedlisko, było to jedno wielkie ściernisko. Choć trudno w to było uwierzyć, wierzyłem głęboko, że będzie San Francisco. Minęło pięć lat i jest. Nieużytkowane od lat gospodarstwo rolne, przemieniło się w oazę dzikości, pośród okolicznych łąk i pól. Za następne pięć lat nie będzie już widać domu z zewnątrz. Taki jest plan.
    Pomierzyłem ostatnio w ile terenu ingerujemy. Wyszło prawie 3000 m2, pozostałe 7000 zarasta, jak chce. Najbardziej cieszą mnie rosnące jak na drożdżach, posadzone cztery, trzy lata temu drzewa – brzozy, dęby, lipy, modrzewie, topole, kasztany, czeremchy. Same dosiały się niesamowicie szybko rosnące jesiony i kępy czarnych bzów. O różnych odmianach wierzby nie wspomnę.
    Przybyło mnóstwo ptaków i owadów. Ten rok jest wyjątkowo motylowy, latają ich tysiące. Krąży mnóstwo zapylaczy. Nie ma większych problemów ze szkodnikami. Każdy szkodnik ma swojego wroga. Panuje biorównowaga i bioróżnorodność. Nie ma mszyc, ślimaki bezmuszlowe zostały momentalnie wyjedzone, podejrzewam, że przez ptaki albo żaby i ropuchy, od których się aż roi.
    Jeszcze trochę i stanie się to, co nieuchronne: przywdzieje lniane giezło, zapuszczę długą siwą brodę, w ręce będę dzierżył sękaty kostur. Będę chodził po hacjendzie albo siedział na górce na pieńku, otoczony wianuszkiem wyznawców (w tym wiele – rzecz jasna rodzaju żeńskiego — o blond główkach i wielkich niebieskich oczętach ;-)

    OdpowiedzUsuń