W razie wątpliwości - na każdym zdjęciu są warzywa zerwane innego dnia :)
Ziemniaki postanowiłam wykopać po tym jak całe zielone części pociemniały i zniknęły z dnia na dzień. Taka mokra pogoda nie służy ani ziemniakom ani pomidorom. Ostatecznie i tak doszła do wniosku, że bulwy są zdecydowanie większe niż myślałam. Wiadomo, że niektóre są malutkie bo miały rosnąć aż do końca lata, ale takie malutkie fajnie się gotuje i są smaczne :) a że nie mam jeszcze 5 osobowej rodziny do wykarmienia to małe ziemniaczki mi w zupełności wystarczą...zawsze staram się jednak widzieć jakiś pozytyw :).
Udał się na pewno, jak co roku, czosnek i chrzan. O chrzanie przypomniałam sobie w momencie robienia ogórków małosolnych "przecież mogę go zetrzeć do obiadu". No tak, mogę nawet to zrobiłam i chrzan wciągnął mnie poraz kolejny, być może ze względu na dużą ilość witaminy C, choć ma tych dobrych właściwości zdecydowanie więcej.
Suszę też dość sporo ziół, niektóre zbieram stopniowo w miarę wzrostu i kiedy pogoda pozwoli.
No i kolejny raz zachwycam się swojskim jedzeniem. Serce rośnie kiedy można choć kilka obiadów zrobić z warzyw z własnej uprawy. Oczywiście można jeść zdecydowanie dłużej i bardziej bogato.
Ja wiele nie potrzebuję. Każdy ma swoje ulubione menu i gusta, ja lubię prosto, szybko i jak najbardziej naturalnie.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że kiedyś to było normalne. Ludzie (w tym ja) chwalą się na blogach swojskimi warzywami, jakie im to wszystko piękne i dorodne wyrosło a dla naszych dziadków to było normalne, zwyczajne, proza życia. Jak nie wysadzisz nie będziesz miał.
A pszczoły sobie latają i latają. Zakwitły nawet floksy, które wysadziłam wiosną tego roku i jak się okazało ślimaki lubią je tak średnio.
Boskie nasturcje.
W tym roku przypilnowałam sobie, żeby zioła ładnie wyschły i żeby żaden mol się do nich nie dostał. Tak, nauczyłam się na błędzie z poprzedniego roku, kiedy musiałam wyrzucić dwa duże słoje: dziurawca i lipy ponieważ kierowałam się myślą: na moje herbaty mol nie siądzie...
Co prawda z powodu pogody jaka była przez większość czasu nie udało mi się zebrać wystarczająco dużo melisy i mięty, ale i tak jestem zadowolona. Większość wysuszonej lipy jest już wypita :)
Trzy duże słoje pokrzywy, czyściec leśny, szałwia, lipa, mięta, wrotycz, dziurawiec, czarny bez, lubczyk, mięta, oregano, wiązówka błotna, tymianek. |
Pozdrawiam.
Ola.
Takie zdjęcia cieszą najbardziej. Myśl o tym, że to własne warzywa potęguje walory smakowe. Ja moje ziemniaki miałem podobnego rozmiaru, tylko myłem i do gara. Moje ulubione to takie posypane koperkiem z zsiadłym mlekiem, kiedyś babcia polewała jeszcze skraweczkami a mleko było od własnych krów, teraz tylko wspomnienia.
OdpowiedzUsuńSwoje ziemniaki to super sprawa bo można długo przechowywać i plony mogą być naprawdę duże. Wczoraj ugotowałam akurat ostatnią porcję swoich. U mnie ziemniaki tylko z warzywami inaczej nie będzie :), ale kojarzę z dzieciństwa ziemniaki z cebulką i zsiadłym mlekiem prosto od krowy (u nas "kiszka" na to mówiono). Pozdrawiam.
UsuńPodzielisz się tym jak suszysz zioła? Chyba też powinienem zacząć
OdpowiedzUsuńOczywiście. Suszę je w ciepłym, ciemnym, miejscu. Najlepiej przewiewnym, czyli dobrze jak jest chociaż uchylone okno. Często wykorzystuję suszarkę na pranie (taką z metolowymi prętami), rozkładam na niej prześcieradło a na nim zioła. Jeśli chodzi o kwiaty, np, czarnego bzu, zaraz po zerwaniu trzymam je chwilę na słońcu, żeby wszystkie owady pouciekały. Ważne, żeby nie suszyć nic w bezpośrednich promieniach słońca. Wysuszone dobrze zioła muszą mieć zdrowy kolor, jeśli widzę jakieś czarne plamy, albo dużo brązowego odcienia to wyrzucam. Pozdrawiam :)
Usuń