Po przeszło 10 miesiącach mogę przyznać, że poniekąd przyzwyczaiłam się do tego miasta, a proces ten trwał naprawdę długo, w zasadzie zakończył się kiedy uświadomiłam sobie, że niebawem wyjeżdżamy. Cała Holandia wydaje mi się już mniej bajkowa niż na początku. Tak, to piękny, malowniczy kraj, ale...nudny :-/. Kraina to raczej dla lubiących życie w dostatku, nie związanych z naturą. Nie ma tu biedaków. Dla bezdomnych są noclegownie a także serwowane są obiady z prowiantem "na drogę". Państwo holenderskie naprawdę dobrze opiekuje się swoimi obywatelami.
Nauczyłam się tu naprawdę wiele, przede wszystkim o sobie i o tym jak przebywać 24 h na dobę z jednym człowiekiem. Była to dla nas prawdziwa próba i choć czasem było ciężko daliśmy radę ;-).Poza tym wiem już jak żyje się w państwie gdzie zakupy robi się nie patrząc w portfel, gdzie ludzie uśmiechają się do siebie i pozdrawiają, gdzie nie ma znaczenia, że jesteś młodszy bo tu starszy jako pierwszy powie Ci dzień dobry, gdzie jest naprawdę sporo przeróżnych kultur a jednak wszyscy jakoś ze sobą współgrają, gdzie rower to świętość...A mimo to nie zakochałam się w tym kraju bo choć mogę mieć tu wszystko nie czuję się prawdziwie wolna...takie subiektywne odczucie.
Było kilka miejsc, które w Utrechcie zobaczyłam, - a zobaczyłam naprawdę mało - ale jakoś niespecjalnie mi żal :-).
Bardzo spodobał mi się...cmentarz ;-P. Gdyby nie nagrobki śmiało można by go nazwać parkiem. Klimat miejscami był bajeczny, jeśli mogę tak to ubrać w słowa, no i ta cisza, której tak bardzo brakuje mi w mieście.
Cmentarz Soestbergen powstał w 1830 roku i został szczegółowo zaprojektowany w angielskim stylu. Mijaliśmy naprawdę piękne i stare drzewa, ich gatunki również nie są przypadkowe m.in. cisy, jałowce, kasztany, lipy, dęby, buki mają przypominać nam, że wszystko przemija.
Oczywiście na takim pięknym skrawku ziemi byle kto nie leży, miejsce na pochówek mają tu obywatele zasłużeni dla ojczyzny czy zamożni różnych kręgów: bankowych, sądowych, politycznych, itp.
Plac "wejściowy", na którym stoję miał kształt koła obsadzonego starymi lipami.
...białe różne mają to coś...
Dom Rietvelda w Utrechcie. Modernistyczny budynek, który w 2000 roku został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pojechałam zobaczyć z ciekawości, ale niestety z nóg nie powala. Nie warto. Jak dla mnie to brzydki betonowy klocek ;-). Architekci mogą być oburzeni, ale, niestety, jakby nie spojrzeć z każdej strony przypomina betonowy klocek.
Tutaj plac przed Central Stacion i Teatrem Beatrix. Zdjęcie tego nie oddaje, ale cała ta przestrzeń robi wrażenie.
Centrum Utrechtu nawet na początku kwietnia przyciąga tłumy turystów.
Stary holenderski domek przy kanale
A tutaj majestatyczne Muzeum Pieniądza (Geldmuseum). Nasze mieszkanie mieściło się dokładnie w środku pomiędzy muzeum a wieżowcami w tle.
Kanał, który widać na zdjęciu jest często wykorzystywany, pod niskim zabytkowym mostem zmieszczą się jedynie kajaki i niewielkie łódki więc w ładne pogody jest ich naprawdę sporo. W cieplejsze dni tłumy ludzi rozkładają się tam na kocach, przynoszą swoje jedzenie, picie (w tym alkohol), grille itp. Opalają się, jedzą, rozmawiają, pływają, z białego mostu skaczą do wody.
Nad miastem góruje również wieżowiec Rabobank. Drugim co do wielkości budynkiem w Utrechcie raczej nie jest, ale na pewno na tyle specyficznym, że ciężko o przeoczenie.
Tutaj nie mogłam wyjść z zachwytu. Nie wiem co to za dziedziniec (gdzieś w centrum Utrechtu), w każdym bądź razie można było wejść i podziwiać różnorodność ziół. Wszędzie zioła i lecznicze rośliny a wszystko wygląda jak w wiejskim ogródku.
Nie ma tutaj bezpańskich psów a właściciele czworonogów bez problemu znajdą miejsce do zabawy z pupilem. Pieski mają nawet specjalnie wyznaczone miejsca na zrobienie kupy. W zasadzie to psy mają tu raj. Ich właściciele dbają o nie jak o dzieci.
Wielką uwagę przywiązuje się do zieleni. Pomimo, że miasto jak miasto wylane jest betonem to tutaj nawet najmniejszy skrawek ziemi wysadzony jest jakąś rośliną choćby zwykłymi bratkami czy polnymi kwiatami. Miejscami zabudowania są bardzo gęste, ale nawet tam znajdzie się mały klimatyczny balkonik, ogródek na dachu, doniczki z bluszczami i kwiatami, wielkie okna wpuszczające w ciasne zakamarki słońce.
W Utrechcie jest kilka parków, mniejszych i większych, gdzie można odpocząć nad wodą, usiąść w cieniu starych drzew, spotkać się ze znajomymi przy grillu, wyjść z dziećmi na plac zabaw. W Juliana Park nie można np. poruszać się rowerem. Warto czytać tablice informacyjne przed bramami wejściowymi, my nie zauważyliśmy wielkiego obrazka z przekreślonym rowerem i zostaliśmy uprzejmie wydelegowani przez równie uprzejmą panią :-). Często, przejeżdżając obok, można usłyszeć pianie koguta...którego trudno szukać już w niejednej polskiej "wsi".W okresach letnich praktycznie co tydzień organizowane są tam imprezy. Park ten mieści się przy (chyba) najdłuższej ulicy miasta o równie długiej nazwie Amsterdamsestraatweg :-). Jak sama nazwa wskazuje ulica biegnie w kierunku Amsterdamu.
Poniżej jestem w jednym z mniejszych parków...tak tęskniłam do domu, wpatrzona w liście ;-)
...tutaj wpatrzona już w co innego :-)
Wiatrak niedaleko mieszkania, ale nic o nim nie wiem :-)
Czapli jest tutaj sporo. Nie boją się i nie uciekają. Wiosną byliśmy świadkami jak polowała na młode kaczki. Poza tym pełno tu innego ptactwa: gęsi, kaczek krzyżówek i innych ptaszydeł, których nie znam z nazwy.
Katedra św. Marcina w Utrechcie (Domtoren). Najbardziej charakterystyczny element Utrechtu. Wieża Katedry jest najwyższym punktem w Utrechcie i liczy 112, 2 m. Wiedzie na nią 465 stopni. Jest doskonałym punktem widokowym by podziwiać panoramę Utrechtu i okolic, przy dobrej widoczności dostrzegalna jest zabudowa miast: Haga, Amsterdam, Rotterdam (ponoć, bo sama na wieży nie byłam). W 1572 roku, po reformacji, w ramach ikonoklazmu zniszczono bogate wnętrze katedry ze względu na liczne wizerunki Marii i świętych. W 1674 roku Utrecht nawiedziła burza z wichurami, które doprowadziły do zawalenia się "środkowej" części budowli stąd obecnie między wieżą a katedrą znajduję się dość spora przestrzeń.
Dziedziniec przyległy do katedry.
Postacie bez twarzy. W ogóle wnętrze jest naprawdę ubogie, bogato wyglądają jedynie organy i witraże.
Poniżej Slot Zuylen Castle. Wejście było płatne więc tylko obeszliśmy.
Tutaj z kolei turecka ulica, na której praktycznie codziennie zaopatrywaliśmy się w warzywa i owoce. Mieliśmy taki jeden ulubiony sklep gdzie nie sprzedawali mięsa (poza takim w puszkach), więc nie musiałam słuchać jak sprzedawca tnie trupy a potem upapranymi rękoma kładzie moje owoce na wadze. Zdjęcia są zrobione w godzinach porannych w południe zazwyczaj jest tłoczno od kupujących.
Przez cały pobyt w Holandii nie udałam ani centa na kawę. Obiecałam sobie, że kawy nie będę kupowała. Okazało się, że można napić się tu niezłego espresso za darmo! Sieć holenderskich sklepów Albert Heim XL daje klientom kawę za darmo. To mi się udało ;-).
Tak, tak...teraz to wszystko już zamknięte w księdze wspomnień. Poznałam tam naprawdę wielu wspaniałych ludzi, poza tym w zakładzie pracy była niezła mieszanka kulturowa: Holendrzy, Polacy, Turcy, Marokańczycy, Słowacy, Czesi, Rumunii, Węgrzy, kilku Rosjan, Grecy, Hiszpanie, Nigeryjczycy, Algierczycy, ludzie z Indonezji, Dominikany, Erytrei, Włoch, jeden najbardziej pozytywny człowiek jakiego znam był z Argentyny.
Pozdrawiam Wszystkich ;-)
Powiązane posty:
- http://ola1985.blogspot.com/2014/08/jak-sie-maja-rowery-w-holandii.html
- http://ola1985.blogspot.com/2014/04/26042014-dzien-krola-w-holandii.html
Olu, super opowieść o Waszym pobycie w Holandii. Kiedy wracacie?
OdpowiedzUsuń:-), Edyta, już jesteśmy w domu :-), dokładnie od niedzieli. Na razie ogarniamy wszystko powoli, powoli dochodzi też do mnie, że już wróciłam, te pierwsze dni w Polsce to tak prawie jak sen. Pies wyściskany, kot też ;-).
Usuń