środa, 11 lipca 2012

...błędy...

Człowiek uczy się na swoich błędach. Może poprawi mi humor jeśli powiem, że PIĘKNIE jest się uczyć na swoich błędach i pięknie jest się w ogóle uczyć. Zawsze musiałam się "poparzyć", nic nie dawały dobre rady i doświadczenie innych ludzi. Jeśli czegoś nie sprawdzę i sama się nie przekonam to nie mogę komuś przyznać racji. Gdybym uwierzyła od razu, że pryzmy są najlepszym rozwiązaniem uprawy warzyw to nie robilbyśmy ich tylko na łące, gdzie większość zjadły ślimaki, a w ogrodzie za domem. Właśnie w tym ogrodzie za domem jest piaszczysta ziemia. Pomimo, że wysypałam trochę kompostu pod ogórki to wszystko rośnie słabo. Buraczków nie mam prawie wcale, ogórki zaczynają już żółknąć, kapustę zjadły bielinki kapustniki. Szlag mnie bierze kiedy uświadomię sobie, że gdybym zdecydowała się na pryzmy to wszystko byłoby bujne, zielone i dawało mnóstwo owocu, a tak muszę czekać kolejny rok do następnej wiosny. Przyroda nie zna pośpiechu. Chociaż ziemia jest idealna tylko dla marchewki bo rośnie bujnie a plony warzyw nie będą takie jak się spodziewałam, to mam przynajmniej możliwość zaobserwowania mnóstwa innych rzeczy. To dopiero jest pierwszy rok kiedy ściółkujemy ten piaszczysty teren za domem. Nie dość, że jest sianko to nie wyrywam wszystkich "chwastów". Na działce wyrosły piękne dziewanny, bylica, szczaw, komosa, powój i wiele innych. Jest więcej owadów, w tym biedronek, co oznacza, że już w przyszłym roku będzie prawdopodobnie dużo mniej mszycy na drzewkach owocowych i chmielu. Zaskoczyła mnie ilość ważek (małe i cienkie), jest ich naprawdę sporo, kiedy przechodzi się ścieżką rozlatują się we wszystkie strony jak koniki polne. 

Zmorą na naszej działce są bielinki. To co robią z kapustą to normalna masakra, zostawiają tylko szkielet kapusty. Ponoć jest taki owad baryłkarz bieliniak, którego gąsienice zjadają masowo larwy tego motyla, ale widocznie nie ma go u nas w okolicy. Pozytywnie zaskoczyły mnie natomiast ślimaki śliniki (cóż za adekwatna nazwa), takie całe brązowe bez muszli jakby obślinione. Może przyczyniły się do tego również bardzo wysokie temperatury, ale nie ma ich w ogrodzie, co jest dla mnie wybawieniem. Poza upałami wydaje mi się, że to właśnie ściółka i tzw. chwasty odstraszyły te szkodniki. Rok temu codziennie wynosiliśmy przynajmniej jedno pełne wiaderko a w tym nic i nic. Jedynie na łące, gdzie jest nieco wilgotniej pozjadały sporo roślin, ale nie kontroluję tego codziennie, tzn nie chodzę tam rano i wieczorem, żeby je wyrzucać. 

Niedawno było u nas gradobicie. Zresztą ostatnie burze w Polsce i u naszych sąsiadów dają się wszystkim we znaki. Grad nie był mały i poturbował trochę rośliny, wyglądało to groźnie, ale ostatecznie wszystkie warzywa się wylizały. Mieliśmy wielkie szczęście (nie przypadkiem) bo w sąsiedniej wsi grad robił dziury w dachach. 

Tak sobie myślę, że  może w przyszłym roku nie będę wszystkiego tak przeżywała bo im bardziej się staram, im bardziej czegoś oczekuję tym gorzej to wychodzi i co dziwne wiem o tym, ale na to wygląda, że nie jestem tego do końca świadoma, czyli nie jestem tego w ogóle świadoma. Jest jeszcze mały zasiłek z urzędu pracy przez dwa miesiące to kupi się warzywa na targu i ta zima będzie jeszcze nie całkiem na swoim.

Dla porównania zestawienie kilku zdjęć z poprzedniego i obecnego roku.

2011

2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz