wtorek, 17 lipca 2012

...8 miesięcy bez kawy...

Jak dla mnie nie picie kawy jest wielkim osiągnięciem, powiedziałabym, że ogromnym osiągnięciem. Kiedyś jako dziecko z ciekawości skosztowałam kawy rodziców, nie smakowała mi, była obrzydliwa. Moi rodzice mają, można powiedzieć, taki nawyk picia małej kawki raz albo dwa razy dziennie. Rano kiedy wstawali, a tata akurat nie był w pracy, zawsze była mała kawka, po południu też musiała być chwila na kawkę. Stało się to rytuałem w naszym domu więc tendencje do zostania kawoszem miałam.

Kiedy podrosłam zauważyłam, że koleżanki piją kawę, że w gazetach piszą o kawie, że w telewizyjnych serialach ludzie siedzą sobie przy kawie i oczywiście świadomie bądź nie świadomie też zaczęłam ją pić. 
Mówiono, że kawa pobudza i poprawia koncentrację, piłam więc, żeby nie chciało mi się spać szczególnie po szkole kiedy trzeba było się dalej uczyć. Nie wiedząc nawet o tym stało się to moim nałogiem. Przed maturą i na studiach normą było wypijanie kawy dwa razy dziennie. Czasem nawet te dwie kawy nie wystarczały więc załanczałam ekspres i jazda. Najgorzej odbiło się na moim ciele łączenie kawy z red bulem czy tigerem. Serce kołatało jak oszalałe a uczyć się i tak dalej nie chciało przy czym nie można było później zasnąć. 

Nie wiem do jakiego stopnia miałam zakwaszony organizm bo chodziłam jak we mgle. Kawa na pusty żołądek z rana i już człowiek widział jakby miał matowe klapki na oczach. Po paru latach miałam problemy z koncentracją, chciało mi się cały czas spać, wtedy oczywiście robiłam kolejną filiżankę, ciągle miałam ochotę na słodycze (większą niż teraz :)). Nie chciałam nawet myśleć, że taki stan to wina kawy bo nie wyobrażałam sobie dnia bez niej. Kiedy byłam lekko zdenerwowana to po wypiciu kawy serce waliło mi jak młot.

W końcu powiedziałam sobie, że jak nie spróbuję żyć bez tego czarnego napoju, to nie dowiem się, czy był on czynnikiem mojego złego samopoczucia czy nie. Są przecież ludzie, którzy kawy nie piją a funkcjonują normalnie i jakoś niczego im nie brakuje. Zaczęłam więc pić herbaty zamiast kaw.
I co się stało? Obudziłam się, nie jestem ciągle senna, poprawiła się skóra. To było coś pięknego, to tak jakby zdjąć sobie klosz, który nosiło się na głowie latami.

Do kawy już nie wrócę. Może kiedyś skuszę się na filiżankę samodzielnie zmielonych ziarenek...ale w sumie po co, skoro lepiej jest się po prostu wyspać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz