Co markety robią z owocami i warzywami, które się nie sprzedały dokładnie wiemy. Wyrzucają. Kto bogatemu zabroni. My bogaci nie jesteśmy, a nawet gdybyśmy byli to co swoje to swoje i jeśli jest możliwość zjedzenia nie wyrzucamy.
Opiszę kilka pomysłów na wykorzystanie nadwyżki niektórych darów natury.
Na pierwszy ogień idzie marchewka. Tak jak zawsze narzekałam na jej brak teraz przyłapałam się na tym, że narzekam na jej nadmiar. Szybko jednak uświadomiłam sobie, że głupio robię bo jak można narzekać na nadmiar czegoś czego się wcześniej nie miało, raczej powinnam się cieszyć, że mam aż tyle. W każdym bądź razie na nadmiar warzyw i owoców przenigdy narzekać nie wolno. W ostateczności można się z kimś podzielić albo wyrzucić na kompost skąd przyniesie pożytek.
Poza dużymi marchewkami, które zasypałam wilgotnym piaskiem na zimę, jest jeszcze całe mnóstwo malutkich. Jednak co z nimi zrobić? Jemy na bieżąco, ale nie samymi marchewkami człowiek żyje. Na szczęście jest w rodzinie miłośniczka zwierząt, Emilia, która ma króliczka i świnkę więc malutkie marchewki często wędrują do nich. Resztę postanowiłam zakisić. Tak. Kiszone marchewki są wyśmienite. Po ukiszeniu nadal zachowują swoją chrupkość. Można dogryzać albo zetrzeć na tarce do surówki. Kisi się tak jak ogórki. Dodatki dowolne.
To teraz grzyby. Nie gotujemy i nie pieczemy więc i przetwory z grzybów odpadają. Trochę tego w tym roku nazbieraliśmy, no ale jak się idzie lasem i się grzyby widzi to się je zrywa. Taki słowiański odruch. Wysuszyliśmy je, zmieliliśmy w młynku do kawy i mamy sproszkowaną grzybową przyprawę np. do sosów.
Topinambur. Obrodził i to bardzo. Kroimy go w plasterki i suszymy albo dodajemy do surówek. Oczywiście bulwy te mają wiele innych zastosowań. Widziałam przepisy na zupę krem, gotowane jak ziemniaki czy frytki.
Z jabłek obowiązkowo ocet jabłkowy. Wyszedł wspaniały i te zdrowe, piękne matki ;-).
Matki :-), suszę i wykorzystam do robienia octu za rok.
Nać selera korzeniowego wysuszyłam. W zimie zawsze może się przydać jako przyprawa.
Chilli. Raczej nikt nie byłby w stanie jeść ich na bieżąco z kilkunastu krzaków więc suszymy i cieszymy się ich ostrością jesienią i zimą.
;-)
PS. Zdjęcie na samym początku wstawiłam takie bo mi się zwyczajnie podobało :-)
Topinambur można kisić,polecam.
OdpowiedzUsuńOoo! Dziękuję, dobrze wiedzieć :-)
UsuńZupa krem z topinamburu -moja ulubiona , a do kiszenia warto dodać utartego chrzanu -lepszy smak.
OdpowiedzUsuńHmmm, zupy krem na pewno nie zrobię bo jem tylko surowe warzywa i owoce, ale może mama da się namówić to ewentualnie skosztuję ;-)
UsuńOlu, a Ty jak dokładnie kisisz swoje marchewki? Szukam przepisu doskonałego :-)
OdpowiedzUsuńHmmm, te akurat kisiłam z tego co miałam pod ręką. Dałam chrzan (liście i korzeń), obowiązkowo czosnek, kopru nie miałam (ale też bym dodała), trochę białej gorczycy i o ile się nie mylę w niektórych były też liście laurowe. Zalewam wodą z solą: 2 płaskie łyżki soli niejodowanej na 1 litr wody. Poza tym do niektórych słoi włożyłam chilli i tymianek. Takie eksperymenty :-). To były moje pierwsze marchewki, ale wyszły super (już dawno zjedzone). Poza tymi kiszonymi w słojach kisiłam też w garnku kamionkowym.
Usuń