Na zdjęciu wszystkie warzywa są nasze: pomidory czerwone i małe żółte, papryka, liście rzepy i nasturcji, buraczki kiszone też nasze, w sosie dynia, liście selera i orzechy włoskie.
Żyć nie umierać :-)
Ciężko mi nawet opisać zadowolenie płynące z posiadania swoich warzyw. Co prawda nie jest tego wiele, ale my za to jesteśmy tylko we dwójkę więc dla nas wystarcza w zupełności. Już mija trzeci miesiąc odkąd żywimy się tylko swoimi warzywami. Kupujemy jedynie cebulę i czosnek, z owoców jabłka (nasze już dawno zjedzone a i "dziko" rosnące też się już kończą) i banany. Oczywiście są jeszcze inne wydatki, ale warzywa mamy z głowy.
Świadomość tego, że to co jesz jest Twoje, wysiane i pielęgnowane przez Ciebie, jest zdrowe, bez żadnych sztucznych dodatków, pełne miłości...ciężko, naprawdę ciężko to opisać. Dla mnie to coś wspaniałego. Na dodatek wiesz, że za rok możesz mieć jeszcze więcej, masz już nawet swoje nasiona, swoje sadzonki, robisz swój ocet jabłkowy, kisisz swoje ogórki, zbierasz swój czosnek i rozsadzasz go, żeby już na wiosnę cieszyć się jego zielonymi liśćmi...a w wyobraźni widzisz jeszcze więcej kwiatów i jeszcze więcej warzyw i więcej owoców, które zasypią Twój ogródek już w przyszłym roku, i wszystko jest takie kolorowe, jasne i żywe
:-)...
Obrodziły nawet papryki, którym nie dawałam szans bo były takie marne. Szkoda tylko, że nie wszystkie zdążyły dojrzeć.
Ocalało kilka główek kapusty, była taka susza, że ślimaki bały się nawet czułki wystawić a bielinki jakimś cudem nie zauważyły, że wśród kwiatów i ogórków rośnie właśnie kapusta :-).
Pozytywnie zaskoczyły nas, uprawiane pierwszy raz w tym roku, małe gruszkowate pomidorki. Jeszcze wczoraj zrywałam z krzaków żółte kulki. Do tego nie chorują i rodzą jak szalone.
Kwiatów miało być znacznie więcej, ale i tak jestem strasznie zadowolona z tego co wyrosło. Kosmosy, floksy, nasturcje i nagietki jeszcze teraz, na początku października, cieszą oko.
Dynie wiszące. Ta największa jeszcze trochę podrosła i spadła bo nie zdążyliśmy jej w porę ściąć ;-)
Niewykorzystane słoneczniki (mające zbyt małe ziarenka, albo zaczynające pleśnieć bo źle były suszone) rozkładamy gdzie się tylko da, jest to uczta dla ptaków. Głównie zlatują się sikorki, kowaliki były nawet zięby. Do tego postawiłam w ogrodzie poidełko więc nasze skrzydlate towarzystwo ma raj na ziemi, wszystko pod dziobem.
I to tyle :-). Pozdrawiam ciepło w te coraz chłodniejsze i ciągle bezdeszczowe dni :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz