czwartek, 24 października 2013

A może rower ???


No właśnie, a może rower? Może niektóre odcinki warto pokonać rowerem zamiast samochodem? Może wyjdzie nam to na zdrowie?

W mojej okolicy do sklepu na rowerach jeżdżą stare babcie, kobiety w średnim wieku, dzieci i my :-). Nie widziałam jeszcze dziewczyny pod trzydziestkę przyjeżdżającej do sklepu na rowerze. Niestety, po prostu tu takich nie ma i niestety dla wielu Polaków rower jest nadal zbędnym gratem wyciąganym czasem na sobotnią przejażdżkę. Niektórzy w ogóle go nie mają bo nie czują potrzeby jego używania. Daleko nam do krajów zachodu gdzie młode mamy bez problemu ładują swoje pociechy na dwa kółka i jazda...a wydawałoby się, że ludzie tam są wygodni. Owszem, mają rowerowy raj, ich drogi rowerowe są lepsze niż niektóre nasze boczne ulice. Jednak gdyby na naszych jezdniach pojawiało się codziennie mnóstwo rowerzystów ktoś musiałby zrobić coś dla zapewnienia im bezpieczeństwa jazdy, poza tym korki na drogach byłyby większe więc siłą rzeczy ścieżki rowerowe musiałyby powstać. 

Kiedy chodziłam do podstawówki, czyli jakieś przeszło 14 lat temu i więcej, widok samotnika biegnącego ulicą był co najmniej dziwny, chyba że taka osoba była sportowcem wtedy cała wieś wiedziała, że on przecież robi to bo musi więc był "usprawiedliwiony". Ludzie nie uprawiali sportów (poza piłką nożną), zachód dopiero do nas wchodził.

Mój tata zawsze uwielbiał ruch i kontakt z naturą więc kupił wtedy rower dla każdego, w sumie 5 sztuk. Wówczas pojazd ten służył zazwyczaj do jazdy na zakupy, na cmentarz, do baru, młodzież dopiero zaczynała korzystać z niego zamiast pieszych spacerów. A my? My całą rodziną urządzaliśmy sobie wycieczki rowerowe. Ludzie dziwnie patrzyli, wówczas widok pięciu osób na rowerach i to jeden za drugim na dodatek rodzice z dziećmi (!) był widokiem rzadkim.

Moja miłość do tego pojazdu nie skończyła się :-). Dziś jestem w posiadaniu starego Rometa o jaskrawych kolorach, to po dziadku od Seweryna,


a Seweryn z kolei ma starego Urala, którego wygrzebał gdzieś z gracianych czeluści i odnowił.

W tym roku przejechaliśmy  na nich naprawdę niezły kawałek drogi. Nie licząc jazdy do miasta* i krótszych odcinków, w te wakacje pokonaliśmy w sumie około 450 km! Dla wprawionego kolarza to oczywiście niezbyt imponujący dystans, ale dla nas to spory kawał drogi, jesteśmy z siebie dumni :-).

Mimo, że ścieżek rowerowych jest u nas jak na lekarstwo to chciałam zachęcić wszystkich do jazdy na dwóch kółkach. Wynikają z tego same korzyści:

- jazda jest za darmo
- wychodzimy na świeże powietrze (w zimie niestety powietrze nie jest świeże)
- hartujemy się, mniej chorujemy
- poprawia się nasza kondycja, ruch bez przesady jest korzystny dla zdrowia
- dajemy innym przykład, że można żyć ekologicznie i zdrowo!

 
Takie wycieczki naprawdę tanio wychodzą. Ostatnio np. zrobiliśmy 91,3 km i wydaliśmy niecałe 10 zł. A wydaliśmy je na chrupki kukurydziane, gorzką czekoladę i piwo...bo mi się zachciało :-). Planowaliśmy dłuższy wypad w góry, ale niestety wszystko i pogodowo i planowo poukładało się tak, że nie daliśmy w tym roku rady. Wiadomo, że samochodem jest szybciej, że jest dach, że jest cieplej, że tak nie wieje itd. jednak czasem warto pomyśleć czy niedaleka trasa faktycznie wymaga jego zastosowania. 

Pierwszy całodniowy wypad rowerowy odbyliśmy w lipcu tego roku. Z domu zabrałam to co było do jedzenia: chleb, pasta, warzywa, ciasto upiekłam specjalnie dzień wcześniej. Oczywiście najważniejsze jest picie, w ten dzień było naprawdę ciepło i niestety trzeba było dokupić sok....i to był największy wydatek tego dnia :-).



Największymi dziurami z największych dojechaliśmy do Skoczowa, tam usiedliśmy (niestety niedaleko drogi krajowej) nad Wisłą, żeby zamoczyć swoje strudzone nogi. Co prawda bardziej strudzone były nasze tylne części ciała, ale je wymoczyliśmy sobie już w domu.

Góry były w zasięgu ręki :-).



ale to innym razem :-).

Wracaliśmy DK81, oczywiście poboczem co nie zmniejszało strachu, że ktoś zaraz do nas wjedzie. 


Celem kolejnego wyjazdu był zbiornik Goczałkowicki. Woda z naszych cudownych kranów pochodzi właśnie z tego zbiornika więc pomyślałam, że może warto zobaczyć jak to wygląda. Długo błądziliśmy, mało brakowało a zostałabym sama gdzieś w środku lasu gdyż mój towarzysz nie jest odporny nerwowo na moje paniczno-histeryczne narzekania :-), ale wszystko skończyło się dobrze, znaleźliśmy nasz upragniony zbiornik i miejsce gdzie można było spokojnie zjeść śniadanie.



Na śniadanie: surówka z marchewki, kanapki z pastą + cukinia i cebula. Ciacho zostało na później.

Przy okazji bardzo ważna informacja dla tych, którzy wybierają się nad takie zbiorniki:



A to już na zaporze czy jak tam się to zwie :-)
Duuużo tej wody do picia.



Na zaporze tej ludzie jeżdżą na rolkach, biegają i spacerują tam i z powrotem.

Grzechem byłoby ominięcie Pszczyny, która położona jest obok Goczałkowic...tam zjedliśmy ciacho :-)



...oczywiście nie w środku a w parku, który jest duuży i zadbany.  

A to my w tym parku, niestrudzeni rowerzyści :-)


Droga powrotna była męcząca ponieważ cały czas wiatr wiał nam w oczy. Wtedy dokładnie zrozumiałam co znaczy życzyć komuś "wiatru w plecy" :-).

Przy okazji chciałam napisać, to co każdy rowerzysta dobrze wie, że polskie drogi nie są dla niego przyjazne. Z Pszczyny przez Pawłowice i Jastrzębie drogą główną jechało się paskudnie. Mimo, iż była niedziela samochody jeździły jak szalone. Nie było nawet pobocza, żeby bezpiecznie nim jechać, miejscami były takie koleiny, że niewiadomo było czy jechać środkiem drogi czy może już po trawie.



Kolejna wycieczka, tym razem kompletnie spontaniczna, to wyjazd do Nędzy gdzie w pewną wrześniową niedzielę odbywały się targi żywności ekologicznej. Miało być to zwieńczenie kilkutygodniowych warsztatów permakulturowo-ekologicznych, które się w tej wiosce odbywały. Targi trwały od godziny 9-13, Seweryn przeczytał ogłoszenie już po 9, z domu wyruszyliśmy o 10:15 i naprawdę nieźle zapieprzaliśmy na naszych starych rowerach, żeby zdążyć. Pokonaliśmy 25 km i o 11:50 byliśmy na miejscu. Co mieliśmy zobaczyć zobaczyliśmy więc chcieliśmy poszukać ustronnego miejsca na zjedzenie śniadania. Wiedziałam, że niedaleko jest piękny park w Rudach i odnowiony klasztor. Powiedziałam:
-Jeśli do Rud będzie 5 km to jedziemy, dalej nie dam rady.
-Jest 13! Odpowiedział.
-Dobra, jedziemy.



Tam, w parku, znaleźliśmy pięknie nasłonecznioną polankę gdzie skonsumowaliśmy z ogromnym smakiem to co zdążyłam zabrać z domu czyli: zupa dyniowa, kanapki z pastą, ogórkiem i cukinią.




Przytwierdzone małe tabliczki z cytatami na ławkach...ciekawy pomysł zwracający uwagę przechodniów. 

 
A taka fajna mysza była na ścianie przy wyjeździe/wjeździe z/do Nędzy:




W Rudach jest odrestaurowany stary klasztor. Nie wchodziliśmy do środka więc nie wiem czy można go oglądać wewnątrz i czy wejście jest płatne. Dla mnie większy urok miał taki nieodnowiony, z gołą cegłą i odpadającym tynkiem, wtedy miał klimat, ale niestety się sypał więc dobrze, że znalazły się pieniądze na jego odnowienie. Nie zrobiliśmy nawet zdjęcia...bo był taki hmmm, zwyczajny? Tak, jak dla mnie typowy wielki odrestaurowany budynek. Weszliśmy za to do starego kościoła, który stanowi część klasztoru. Kto lubi zwiedzanie i zapach starych kościołów powinien go zobaczyć...tam klimat jest :-). 




A to już droga powrotna, elektrownia dzięki której Rybnik prawdopodobnie ma swój zalew. Zbiornik ponoć ma na tyle ciepłą wodę, że wędkarze wyławiali z niego już  piranie a niedawno widziano tam i krokodyla...


Z Rud do Rybnika też jechało się paskudnie z powodu ogromnej ilości samochodów (mimo niedzieli), na drogach przeogromne koleiny, ścieżką rowerową nie jechaliśmy, znacznie wydłużyłby się czas powrotu ponieważ była w podobnym stanie co sama jezdnia a dodatkowo miała więcej zbytecznych objazdów i wybojów, do tego miejscami piach. 

My wybraliśmy akurat trasę drogą główną jednak z Rud do Rybnika można dojechać ciekawszą drogą rowerową: http://www.rybnik.website.pl/rowery.html


Czasem można się miło zaskoczyć. 
W maju wyruszyliśmy na prawie całodniową wycieczkę rowerową, nie mieliśmy określonego celu wyprawy, miało być po prostu przed siebie byle ścieżkami rowerowymi. Tak dotarliśmy znowu do Nadleśnictwa w Rudach Raciborskich. Wjechaliśmy w las i tu nagle tablice, tablice edukacyjne z informacjami o zwierzętach, owadach, drzewach itd. Dla nas bomba. Można spacerować albo jechać przez las i przy okazji uczyć się o tym co nas otacza. Do tablic informujących o drzewach były przyczepione nawet kawałki pnia i deska! Żeby każdy mógł zobaczyć jak wyglądają deski zrobione z danego drzewa. Tablice musiały być niedawno postawione bo nie było jeszcze żadnych ubytków...szczególnie w tych o drzewach.




Więcej informacji o ścieżce w Szymocicach tutaj.


Nie chciałabym narzekać, że nikt nic nie robi dla rowerzystów, bo robi. Jest znacznie lepiej niż lata temu, ścieżki rowerowe są, głównie wiodą malowniczymi trasami przez lasy, pola czy ciche wsie. Brakuje jednak ścieżek przy głównych drogach, to tam na rowerze powinnam czuć się bezpiecznie i mieć swój kawałek do jazdy, niestety czasem nie ma nawet pobocza. Po chodniku jeździć nie można chyba, że ma on co najmniej 2 metry szerokości, zresztą wysokie krawężniki, częste i gęste wjazdy do posesji powodują, że jazda chodnikiem po czasie staje się męcząca. Urzędnicy nie wzięli pod uwagę, że ktoś może jeździć rowerem do pracy, na zakupy, do miasta, na kawę do znajomych itd. Chyba z góry przyjęto, że jak na rower to tylko rekreacyjnie w las.
Informacje te dotyczą głównie powiatów: wodzisławskiego, rybnickiego i raciborskiego więc nie wiem jak jest w innych częściach Śląska i Polski. 

A więc, jak zwiedzanie regionu to tylko rowerem! :-). Często jest tak, że jeździ człowiek po Polsce, zwiedza dalekie zamczyska i miasta a po latach dowiaduje się, że w jego okolicy jest mnóstwo zabytków, które warto zobaczyć, i o których warto wiedzieć, żeby uzupełnić wiedzę o swoim regionie, jego historii i tradycji.
                               


                                                             KONIEC! :-)



* jazda do miasta (czasem kilka razy w tygodniu) w jedną stroną 4 km; do moich rodziców 10 km w jedną stronę. 

2 komentarze:

  1. Dobrze jest korzystać ze szlaków/ścieżek rowerowych. Przykładowo zamiast pchać się z Pszczyny w kierunku Jastrzębia główną drogą, na której już wielu kierowców przytuliło się do drzew, trzeba było jechać szlakiem R4.
    Szlak prowadzi poza głównymi drogami, lasami, w pobliżu stawków. Widzę, że lubicie jednoczyć się z przyrodą, więc polecam.
    Szlak R4, Trakt Cesarsko-Pruski w Pawłowicach w kierunku Strumienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Następnym razem kiedy wybierzemy się w tamte strony wezmę ten szlak pod uwagę, wtedy jednak byliśmy już bardzo zmęczeni i wybraliśmy najkrótszą i najszybszą drogę powrotną do domu. Niemniej dzięki za informację ;-).

    OdpowiedzUsuń