We wrześniu można zaleźć jeszcze całe mnóstwo skarbów na grządkach. Dojrzewają pomidory, w zasadzie kończą już swoją wędrówkę. Zjadłam jedyną i pierwszą nektarynkę ze swojego drzewka. Dojrzewa fasolka szparagowa wysiana w lipcu, wysiałam we wrześniu sałatę i liczę na zbiór ładnych liści, wysiałam szpinak i może w październiku będzie trochę zieleniny. Poza tym cały czas w ziemi mam buraczki i marchewki, ziemniaki wykopałam choć prawdopodobnie zebrałam tylko połowę bo drugą część zjadło miasto nornic pod moją działką. Cały czas są kapusty, które faktycznie stają się "kamiennymi głowami" jak pisało na opakowaniu nasion. To wszystko bardzo cieszy. Pracy na jesień jest chyba tyle co wiosną a może i więcej. Ważne, żeby to wszystko cieszyło a nie przytłaczało.
Nastawiłam 8 wielkich słojów na ocet jabłkowy. Niezawodny okazał się Pan Adam, który sam zaproponował jabłka z ogrodu i koleżanka. Moich jabłek mam na razie tylko kilka sztuk, ale już za parę lat będzie znacznie więcej.
Ogórki w tym roku to jakiś ciągły wysyp, nawet kiedy chwyciła je zaraza można było zrywać jeszcze dość długo owoce. Rozdzielałam jak umiałam, zawsze był ktoś chętny.
Marchewki też piękne
Jestem ogromnie dumna, że od przeszło dwóch miesięcy nie kupiłam żadnego warzywa w sklepie. To wielka radość móc zrobić sobie obiad z własnych warzyw. Zresztą wspominałam o tym już nieraz, ale nacieszyć się dalej nie mogę.
![]() |
Buraczki ze swoim chrzanem i cebulą. |
![]() |
Marchewka i fasolka szparagowa, do tego jarmuż z ogródka koleżanki. |
![]() |
Własne pieczone ziemniaczki ze swojskim czosnkiem. |
❤❤❤
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz