Oryginalny przepis na surowe ciasto jabłkowe znajduje się tutaj:
Dla tych, którym nie chce się oglądać:
Potrzebne składniki:
- 2/5 szklanki obranych migdałów ( w tym celu moczymy je od 8-48 godzin wcześniej zmieniając wodę rano i wieczorem. Ponoć skórka migdałów jest toksyczna)
- 1 szklanka orzechów włoskich ( namoczonych 48 godzin)
- ok 3 pomarańcze
- od 5-7 jabłek
- 3 szklanki daktyli
- wanilia (ja dałam syrop waniliowy, 1 łyżeczkę)
- cynamon
- gałka muszkatołowa
- rodzynki (bezsiarkowe) namoczone
- 1 łyżeczka skórki z cytryny
Podkład:
Miksujemy, do uzyskania jednolitej masy: 1 i 1/4 szklanki migdałów + 1 szklanka daktyli + łyżeczka skórki pomarańczowej.
Głębokie naczynie (np. miska albo coś takiego jak ma pani na filmiku :-) smarujemy olejem lnianym albo np oliwą z oliwek. Ugniatamy ciasto rękoma, dokładnie, również na ściankach
i koniecznie z miłością :). Ciasto można włożyć do lodówki i w tym czasie przygotować nadzienie.
Nadzienie:
- od 3-4 jabłek kroimy w kostkę i zalewamy sokiem z pomarańczy
- od 2-3 jabłek trzemy na tarce i pozostawiamy na chwilę w ich własnym soku
- 1 szklankę daktyli moczymy w wodzie albo soku z jabłek (miksujemy)
- 1 szklankę orzechów włoskich pokroić
Wszystko razem mieszamy w misce, dodajemy rodzynki, przyprawy i skórkę cytrynową. Wykładamy na ciasto.
Krem migdałowy na wierzch:
1 i 1/4 szklanki migdałów + łyżeczka wanilii + szklanka namoczonych daktyli (razem z wodą z moczenia). Wszystko razem dokładnie miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji.
Smarujemy ciasto i gotowe!
Kilka własnych uwag:
Skórka migdałowa schodzi dość ciężko. Nie jest to takie proste jak w przypadku sparzenia migdałów wrzątkiem kiedy to czynność tę można wykonać bez problemu.
Na obieranie trzeba przeznaczyć około dwie godziny. Skórka lepiej schodzi kiedy podzielimy migdała na pół. Jeśli ktoś nie dysponuje "mega" sprzętem kuchennym a jedynie zwykłym blenderem (np. ja) będzie musiał włożyć w ciasto odrobinę więcej wysiłku. W moim przypadku przydatne okazało się wykorzystanie maszynki do mielenia orzechów.
Nie jestem zwolenniczką zbyt zmechanizowanej kuchni więc plastikowe maszynki
"do wszystkiego" zaczęły mnie po chwili denerwować, na szczęście finał był szczęśliwy.
Ciasto można nazwać "niebo w gębie". Oczywiście wszystko zależy od gustów smakowych.
Mój "surowy wypiek" nazwałabym raczej deserem. Po wyłożeniu na talerz nie wygląda może estetycznie, ale smak rekompensuje wszystko. Można jeść z czystym sumieniem, bo nie ma ani mąki, ani cukru ani sklepowych tłuszczów.
Smacznego! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz